wtorek, 21 października 2014

Uczyniwszy na wieki wybór


Anna Brzostek

Jedność małżeńska oznacza, że dwoje ludzi z chwilą zawarcia sakramentu staje się jednym zachowując jednocześnie swoją odrębność.
Dotąd Ja i Ty tworzymy wspólne My. Nie ma „moje” „twoje” jest „nasze” a dobro małżeństwa i rodziny przedkładamy nad dobro własne.


Tworzenie wspólnoty bywa trudne bo trzeba się obedrzeć z egoizmu i pragnień własnych a to zawsze jest bolesne. Zawsze zanim pomyślę „ja chcę” muszę się zastanowić czy moje chcenie jest dobre dla naszego małżeństwa a potem rodziny. Jeśli nie jest, jeśli ma na celu tylko moje egoistyczne pragnienia to w imię miłości i wierności czasem trzeba z tego zrezygnować.

Tyle się teraz mówi o samorealizacji. Moim zdaniem jest tu duża pułapka. Owszem mogę się realizować, zdobywać kolejne umiejętności, tylko zawsze muszę spojrzeć na to z boku i się zastanowić po pierwsze czy to jest dobre dla mojej rodziny, czy rodzina na tym nie traci, co o tym myśli mój współmałżonek. Człowiek w miarę rozwoju duchowego zatraca samego siebie i zmniejszają się jego potrzeby. Coraz mniej do szczęścia jest mu potrzebne.

Małżonkowie winni mocno i jasno ustalić sobie hierarchię wartości. Na pierwszym miejscu Pan Bóg, potem mąż, potem dzieci, dopiero potem rodzice, rodzina, znajomi. Nie bez przyczyny czytamy w Piśmie Świętym „opuści człowiek ojca i matkę...”. Odcinanie pępowiny jeśli nie jest procesem dojrzałym bywa bardzo bolesne a człowiek może się szarpać między oczekiwaniami rodziców a powinnością stanu, która zawsze powinna być stawiana na pierwszym miejscu.

Jedność małżeńska jest oparta na trzech filarach, a na to wszystko nakładany jest dialog małżeński oraz modlitwa małżeńska i rodzinna.

Te trzy filary to wspólnota łoża, wspólnota stołu i wspólnota ołtarza.
Czy mówiąc praktycznie - śpimy razem, jemy razem i razem chodzimy na Eucharystię i czuwamy by być w łasce uświęcającej. To wszystko ma budować naszą jedność. Naprawdę warto walczyć o te trzy filary. I nie odpuszczać nawet jeśli napotykamy na trudności. Czasem słyszę o małżonkach, co to śpią osobno (żona z dzieckiem, mąż sam – najczęściej jest to taka konfiguracja), na posiłkach się nie spotykają nawet raz dziennie, a na Mszę, jeśli chodzą to też osobno, albo co gorsza wcale.

Smutny jest czas, kiedy z jakichś względów zajmujemy się tylko życiową logistyką. Kupić, przywieźć, zawieźć, uprać, podać posiłki, iść spać. Bardzo łatwo można się wtedy zgubić, być jedynie OBOK męża, żony. Nie być razem. A potem to już nikomu specjalnie nie zależy by odbudować zgliszcza. Znam co najmniej kilka małżeństw, które po prostu rozeszły się po kościach. Bez szczególnie wyraźnych powodów. Po prostu, weszła rutyna, codziennie obowiązki, każdy dzień taki sam, brak troski o związek.

Celebracja małżeństwa może przybierać różne barwy. My na przykład lubimy wspólne wieczory jak dzieci pójdą spać, możemy wtedy porozmawiać, zjeść kolację, obejrzeć dobry film, pobyć razem. Co miesiąc robimy dialog małżeński, o którym więcej pisałam w innym artykule. Od naszego ślubu na palcach jednej ręki mogę policzyć wieczory kiedy się razem nie modliliśmy. To jest nasza kotwica.

Na naszych zaproszeniach ślubnych mieliśmy cytat „Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę”. Przypominam sobie o nim często, kiedy przychodzą trudniejsze chwile, kiedy za bardzo zaczynam myśleć o sobie a za mało o nas.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie na temat, obraźliwe i naruszające zasady kultury wypowiedzi będą usuwane.