wtorek, 13 maja 2014

Moja historia


W lutym tego roku (zupełnie przypadkowo) przy okazji kontrolnych badań
zdiagnozowano u mnie raka piersi. Pierwsza reakcja..?
Szok, niedowierzanie, płacz, dlaczego ja....??? Potem modlitwa... o
cud... Na początku wszystko przebiegało sprawnie. Już pod koniec marca
miałam operację usunięcia guzka. Pierwsza komplikacja. Konieczna była
druga operacja. Od wyników histopatologii (na które się czeka) zależy
dalszy tok leczenia... I tu kolejny szok. Podczas operacji został
uszkodzony pobrany do badania węzeł chłonny, co uniemożliwiło jego
zbadanie... Jestem bez wyników, czy są dalsze przerzuty, czy nie... A
wycięty guzek, choć wycięty w całości, wskazuje na najwyższy stopień
złośliwości nowotworu (trudny do leczenia). Czeka mnie rok chemii, ale
najpierw kolejna operacja usunięcia pozostałych węzłów. To medycyna...



Jestem osobą wierzącą, choć do tej pory moja wiara ograniczała się do
chodzenia do kościoła i raz do roku przystępowania do spowiedzi...
Mówią: "Jak trwoga to do Boga". I to prawda... Ja też zaczęłam się
modlić. Po ostatniej konsultacji zapragnęłam w majowy weekend pojechać
na pielgrzymkę do jakiegoś Sanktuarium Maryjnego i prosić o nadzieję i
łaskę uzdrowienia... Moje myśli skierowałam do Gidli. Matka Boska
Gidelska słynie z uzdrowień... Razem z mężem pojechaliśmy tam. Było to
tuż przed dorocznym wielkim odpustowym świętem zwanym "Kąpiółką", kiedy
to maleńka figurka Matki Boskiej jest kąpana w winie, które potem można
nabyć jako cudowne wino. Jego spożywanie razem z gorliwą modlitwą do
Matki Boskiej Gidelskiej uzdrowiło już wielu... Wierzę, że ja też za
rok, dzięki wstawiennictwu Matki Boskiej Gidelskiej, będę zdrowa!

Dzień pielgrzymki był dniem niezwykłym. Modlitwa przed cudowną figurką w
kaplicy wypełnionej innymi pielgrzymami była dla mnie dużym
przeżyciem.... Znalazłam tam spokój... Po modlitwie poszliśmy po wino...
Chciałam dostać większą ilość... Dla przyjaciół. Zanim powiedziałam ile
potrzebujemy, usłyszałam, że to nie hurtownia..., że jeśli ktoś
potrzebuje, to niech sam przyjedzie... Po takim komentarzu nie śmiałam
powiedzieć, że potrzebujemy aż 8... Każdy dostawał max. po 2. Kiedy
podeszliśmy, powiedziałam tylko, że potrzebujemy większą ilość...
Dostałam 4 i mąż 4... razem 8!!! Kiedy odeszliśmy, powiedziałam tylko:
To tyle ile potrzebujemy.....! Potem śmielej już wróciliśmy do tego
samego Ojca, aby zamówić mszę. Kiedy usłyszał moje imię powiedział,
żebyśmy pojechali jeszcze do Świętej Anny, że jest tam klasztor
klauzulowy i że siostry też przyjmują intencje... Było to 20 km od
Gidli. Bez zastanowienia pojechaliśmy tam.
www.swanna.mniszki.dominikanie.pl

W klasztorze było w zasadzie pusto. Znaleźliśmy furtę. Zadzwoniliśmy. Po
chwili odezwała się siostra. Nie widzieliśmy jej. Powiedziałam, że
chciałam prosić o modlitwę o zdrowie dla mnie, że czeka mnie operacja...
Mąż dodał, że jestem chora na raka. Wtedy siostra zapytała, czy chcemy
porozmawiać... Oczywiście chcieliśmy! Na zaproszenie przeszliśmy do
pomieszczenia, gdzie siostra pokazała nam się za kratą. Usiedliśmy i
czułam, że to mój czas... Zaczęłam mówić, co nas sprowadza, że mamy
dwójkę małych dzieci, że nasza córka przystępuje do pierwszej Komunii
Św. i nie wiem, czy będę mogła być przy niej w tym dniu, a bardzo mi na
tym zależy..., że szukamy nadziei i prosimy o modlitwę o zdrowie.., że
jedziemy z Gidli... Nie poganiała nas. Słuchała... Na koniec powiedziała
tylko, że też ma na imię Anna i że też prosi nas o modlitwę..., że też
czeka na diagnozę... Kiedy wyszliśmy byłam pod ogromnym wrażeniem tej
rozmowy! Wróciliśmy do samochodu z zamiarem odjechania... I już byłam w
środku, kiedy pomyślałam, że zdejmę jeszcze kurtkę i wrzucę ją do
bagażnika.. Tak zrobiłam.... A kiedy podeszłam do bagażnika, żeby go
otworzyć, na wystającej półeczce z tyłu samochodu zobaczyłam leżący dość
sporej wielkości Cudowny Medalik!!! Kiedy go zobaczyłam, aż krzyknęłam z
niedowierzania!! Wokół nie było nikogo, kto mógłby go tam położyć....
Poczułam, że ogarnia mnie wielkie szczęście i poczucie tego, że moje
prośby będą wysłuchane, a ten medalik to znak i prezent od Boga!! Nie
widzę innego wytłumaczenia!!

Od tego czasu codziennie modlimy się o uzdrowienie dla mnie i zdrowie
dla siostry Anny z Klasztoru Dominikanek w Świętej Annie... Nasza wiara
ma już zupełnie inny wymiar niż przed pielgrzymką. Widzimy, że Bóg nas
wysłuchuje, a kolejnym dowodem na to jest termin mojej operacji, który
został wyznaczony na 19 maja czyli tuż po uroczystości przyjęcia
Pierwszej Komunii Zuzi!!!

Miejsce to polecam wszystkim szukającym nadziei, bo dla Boga nie ma
rzeczy niemożliwych....
www.gidle.dominikanie.pl

Anna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie na temat, obraźliwe i naruszające zasady kultury wypowiedzi będą usuwane.