Marcin Bąk
Przywykliśmy patrzeć na zryw Polaków z listopada 1830 roku przez filtry złożone z „Warszawianki”, „Nocy Listopadowej” Wyspiańskiego, utworów Słowackiego i Mickiewicza – jednym słowem bogatej spuścizny polskiego romantyzmu, który zresztą miał niemały wpływ na same Powstanie. Warto jednak od czasu do czasu zastanowić się na chłodno – jakie były przyczyny, a przede wszystkim jakie długofalowe skutki tego zrywu.
Powstanie – czy Rewolucja?
Mówi się potocznie, że Powstanie było jednym z wielu powstań narodowych wymierzonych w zaborców, a jego celem odzyskanie niepodległości utraconej ostatecznie przez Polaków w wyniku III rozbioru Rzeczypospolitej. Czy słusznie?
W niedługi czas po Rozbiorach przez całą Europę przewaliła się fala rewolucyjna, będąca efektem Rewolucji Francuskiej, a także następujące po niej wojny napoleońskie. Podczas owych wojen powstał dziwny twór, noszący nazwę Księstwa Warszawskiego, będący namiastką dawnej Polski. Kongres Wiedeński w 1815 roku usankcjonował nowy podział kontynentu, powstało także nowe państwo – Królestwo Polskie, z carem Rosji, jako polskim królem. Królestwo miało swoją konstytucję, swoją armię – nawiasem mówiąc najlepiej wyszkoloną armię Europy, polskie urzędy, szkolnictwo, skarb, pieniądze. Było więc państwo polskie – fakt, że okrojone, bez ziem zabranych na wschodzie, rządzone przez władcę, który nie dla wszystkich był legalnym królem – ale było!
W tym samym czasie, gdy rząd Królestwa usiłował w trudzie podnosić kraj ze zniszczeń po wojnach napoleońskich Europę przenikały nici spisków rewolucyjnych.
Przeróżne organizacje, najczęściej powiązane z wolnomularstwem, starały się na całym kontynencie wywrócić zaistniały porządek rzeczy: obalać władzę królów, podważać autorytet Kościoła, wprowadzać nowy, rewolucyjny porządek. Również w Polsce organizacje te miały swoich przedstawicieli – w szkole uczymy się o majorze Walerianie Łukasińskim, założycielu Wolnomularstwa Narodowego. Czym miało się owo wolnomularstwo zajmować? Najczęściej uczy się nas, że „walką o odzyskanie niepodległości”. Przecież Polska, jak powiedzieliśmy wcześniej – istniała. Wolnomularstwo Narodowe, podobnie jak inne organizacje tego rodzaju, miały przede wszystkim wywracać obecny porządek rzeczy, czyli – wywoływać Rewolucję.
Wybuch Powstania
Samo Powstanie wybuchło w momencie zgoła nieoczekiwanym. Nie stało się przecież nic, co usprawiedliwiałoby spontaniczny ruch zbrojny przeciwko królowi Polski. Trzeba jednak pamiętać, że Zachodnia Europa wrzała w 1830 roku od rewolucyjnych uderzeń. W lipcu wybuchła w Paryżu rewolucja skierowana przeciwko władzy Burbonów, na jej czele stali weterani jeszcze z czasów Wielkiej Rewolucji, między innymi stary już La Fayette. W Belgii wybuchła rewolucja w sierpniu. Niepokoje i próby destabilizacji występowały w krajach niemieckich i włoskich.
Wszędzie dawało się zauważyć, że ostrze rewolucji skierowane jest zgodnie ze starą masońska zasadą z jednej strony przeciwko władzy świeckiej – z drugiej przeciwko władzy duchowej Kościoła, owego „przesądu”, który należało zwyciężyć. Car Rosji był jednym z gwarantów zachowania ładu europejskiego. Na wieść o rewolucyjnym wrzeniu zaczął czynić przygotowania do zbrojnej interwencji, która miała w założeniu wspomóc chwiejące się zachodnie monarchie i ukrócić rewolucję.
Częścią sił zbrojnych Imperium Rosyjskiego była armia Królestwa Polskiego, dowodzona przez carskiego brata, wielkiego Księcia Konstantego. Na jesieni 1830 roku dały się zauważyć przygotowania czynione z myślą o częściowej przynajmniej mobilizacji sił i wymarszu wojska Królestwa w stronę zachodu. Rewolucjoniści europejscy mieli więc doskonały powód, by wywołać ruch rewolucyjny na terenie Imperium, wznieść bunt przeciwko carowi, a w rezultacie odciągnąć uwagę i związać siły zbrojne Imperium w Polsce. Armia carska walcząc z Polską nie mogła w tym samym czasie być wykorzystywana, jako siła interwencyjna w zachodniej Europie.
Istnieje jeszcze jeden czynnik, który zaważył na wybuchu Powstania, który umyka w ogólnej ocenie sytuacji, choć jest dostrzegany przez co bardziej wnikliwych historyków. Głównym ogniwem spisku rewolucyjnego było środowisko podchorążych w warszawskiej Szkole Podchorążych, kierowane przez porucznika Piotra Wysockiego.
Nauka w szkole teoretycznie przewidziana była na dwa lata, wielu jednak podchorążych spędzało tam znacznie więcej czasu, powtarzając wciąż od nowa cały program nauczania. Powodem była mała ilość etatów oficerskich w pułkach armii Królestwa. Nawet po promocji na podporucznika szanse na awans były minimalne – oficerowie dowodzili plutonem przez dziesięć lat, wciąż nosząc te same epolety na ramionach.
Wyższa kadra dowódcza pochodziła z armii Księstwa Warszawskiego, byli to ludzie, którzy w czasach wojen napoleońskich przeskakiwali w ciągu paru lat o kilka stopni w awansach, robili błyskawiczne kariery. Teraz jednak byli syci wojaczki, zadowoleni ze swego statusu – pełnili ważne funkcje dowódcze, otrzymywali pensje, chodzili w glorii bohaterów. Pamiętali również tragiczną wyprawę Napoleona na Moskwę i to, że nawet „Bóg Wojny” nie zdołał pokonać Imperium carów. Młodzi oficerowie i kandydaci na oficerów byli faktycznie zablokowani w swym dążeniu do kariery – jedynym sposobem na powtórzenie „przyspieszenia napoleońskiego” było wywołanie rewolucji i wojny.
Ciekawym, choć jeszcze słabo zbadanym obszarem są wpływy innych państw, głównie Prus i Wielkiej Brytanii na wywoływanie nastrojów rewolucyjnych w królestwie tak by realizować własne interesy geopolityczne rękoma i krwią Polaków.
Ocena Powstania
Chociaż samo powstanie 1830 roku weszło do kanonu bohaterskich zrywów narodowych i w szkole na ogół nie zastanawiamy się nawet nad jego celowością – to warto jednak popatrzeć na bilans i zadać sobie pytanie – czy opłacało się walczyć, jako reprezentanci cudzych interesów (wolnomularskich, pruskich, angielskich i nie wiadomo jeszcze jakich)?
W wyniku przegranego Powstania Królestwo utraciło znaczną część autonomii, świetną armię, miało mnóstwo zabitych i rannych, jeszcze więcej ludzi udało się na emigrację. Pełnej suwerenności nie wywalczyło, a stan końcowy był gorszy od początkowego.
Może warto by nasi przywódcy pamiętali o tej historycznej lekcji i kierowali się w swej polityce kalkulacją interesu narodowego, a nie romantycznymi porywami serca.
Fot. Marcin Zaleski, Wzięcie Arsenału
Fot. Horace Verneta, Polski Prometeusz