czwartek, 31 lipca 2014

Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego

Marcin Bąk

Ktoś kiedyś powiedział, że spory o Powstanie Warszawskie będą trwały tak długo, jak długo będą żyć ostatni powstańcy. Moim zdaniem nie miał racji. Spory będą się ciągnąć znacznie dłużej, może przez następne pokolenia, tak długo, jak długo dla Polaków ważne będzie dobro wspólne i świadomość wspólnej przeszłości.

Trudno pisać o Powstaniu, trudno mnie, który znam je z bezpośrednich relacji członków rodziny, która brała udział w tym wydarzeniu. Wydarzeniu, które jak żadne inne w najnowszej historii Polski skupiło w sobie niesamowity splot bohaterstwa, romantyzmu, nadziei, zawodu i głupoty. Spróbujmy jednak opowiedzieć wszystko po kolei.




Powstanie jako decyzja polityczna 

Na Powstanie trzeba patrzeć przede wszystkim jako na decyzję polityczną, podjętą przez dowódców wojskowych. Polska znajdowała się od początku II wojny w tragicznym położeniu politycznym, zaatakowana przez dwóch swoich wrogów. Stan ten, po okresowej poprawie w 1941 roku uległ pogorszeniu w 1943, gdy alianci zachodni przehandlowali cichaczem Polskę Stalinowi w zamian za udział w wojnie przeciwko Japonii. Władze emigracyjne znalazły się w sytuacji bardzo trudnej, Stalin szykował swój marionetkowy rząd komunistyczny do objęcia władzy nad Wisłą, możliwości przeciwdziałania temu kolejnemu zaborowi Polski stawały się z każdym dniem coraz bardziej iluzoryczne. Warszawa nie była przez długi czas przewidywana jako miejsce potencjalnego powstania antyniemieckiego. Jeszcze w połowie lipca 1944 gen. Bór meldował do Londynu iż z racji dysproporcji sił nie przewiduje żadnego powstania na terenie stolicy. Sytuacja zaczęła się zmieniać dosłownie z dnia na dzień w końcu lipca, wraz z doniesieniami o kolejnych niepowodzeniach operacji „Burza”. W pełnej desperacji, licząc na pomoc militarną sowietów, dyplomatyczną aliantów i boską z Nieba, dowództwo Armii Krajowej podjęło decyzję o wybuchu powstania w Warszawie – decyzję militarnie wymierzoną przeciwko Niemcom, politycznie – przeciwko Sowietom.

Powstanie – Bitwa miejska 

Okręg Warszawski AK liczył ok. 50 tysięcy żołnierzy. Nie wszyscy dotarli na miejsca zbiórki, część pozostała poza miastem. Ci, którzy stawili się w punktach zbiorczych zostali powitani fatalną wiadomością – nie ma broni! Tylko co 10 powstaniec miał broń długą (karabin) co piąty – jakąkolwiek bron palną (pistolety i rewolwery) – reszta – w najlepszym wypadku granaty konspiracyjnej produkcji, butelki zapalające, sprzęt saperski. Brakowało broni ciężkiej, przeciwpancernej, nie było zupełnie przeciwlotniczej. Atak wyznaczony został w najgorszym z możliwych momentów – o 17.00 mimo, że wcześniej dowódcy zgrupowań przygotowywali swoich ludzi na natarcie nocne, jedyne rokujące jakieś szanse przy takiej dysproporcji sił. Do walki ruszyły niewielkie grupy uderzeniowe wyposażone w broń, za nimi posuwały się większe oddziały, których żołnierze liczyli na broń zdobyczną lub pozostałą po zabitych kolegach… Pierwszego dnia sierpnia w mieście zapanował wielki zamęt. Główne punkty oporu niemieckiego nie zostały zdobyte, atak krwawo odparty. Łupem Powstańców padały jednak drugorzędne, słabiej obsadzone obiekty. Na obszarach kontrolowanych przez Polaków ludność spontanicznie przyozdabiała domy flagami, budowała barykady. Niemcy, po pierwszym wstrząsie przystąpili do energicznego przeciwdziałania. Do tłumienia walk skierowano specjalnie sformowany korpus pod dowództwem Ericha von dem Bacha (prawdziwe nazwisko – Zelewski…), już 5 sierpnia na Woli rozpoczęła się rzeź bezbronnej ludności cywilnej. Powstańcy od początku mieli przeciwko sobie miażdżącą przewagę materiałową Niemców w dodatku musieli walczyć w izolowanych od siebie dzielnicach. Walki były bardzo trudne – z jednej strony Niemcy systematycznie niszczyli poszczególne kwartały domów przy użyciu artylerii, lotnictwa, czołgów i miotaczy ognia, z drugiej Polacy przeciwstawiali im determinację, pomysłowość i umiejętność wykorzystania nielicznej, lekkiej broni jaką posiadali. W warunkach miejskich niezwykle trudno było atakować, dlatego nawet mała grupka zdeterminowanych obrońców zagrzebana w ruinach mogła zatrzymać wielki, dobrze uzbrojony oddział. Ginęło jednak mnóstwo cywilów – nie tylko w masowych egzekucjach, ale tak zwyczajnie, od zabłąkanych kul, pocisków, bomb lotniczych. Na tyłach walczących wojsk działały bardzo sprawnie struktury wsparcia – kuchnie polowe, szpitale, komitety mieszkańców, Harcerska Poczta Polowa. Okazało się, że w sytuacjach ekstremalnych Polacy potrafią być dobrymi organizatorami i wspaniale współpracować. Na szczególną uwagę zasługuje wspaniała postawa kobiet – nie tylko dziewczyn z „Zośki” i „Parasola” , łączniczek i sanitariuszek, ale także nieprzeliczonych kucharek potrafiących ze skąpych zapasów przygotowywać posiłki, przewodniczek kanałowych, pań zajmujących się naprawą odzieży, członkiń komitetów opiekujących się osieroconymi dziećmi….długo by można wymieniać.

Próba podsumowania 

Powstanie skończyło się po 63 dniach ciężkich walk klęską i trzeba to wyraźnie powiedzieć. Była to przede wszystkim klęska militarna – zginęło kilkanaście tysięcy Powstańców, często elity narodu, zginęło ok. 200 tysięcy mieszkańców Warszawy, stolica uległa fizycznej zagładzie. Powstanie było klęska polityczną – nie powstrzymało Stalina przed instalowaniem w Polsce posłusznych mu rządów komunistycznych. Powstańcy, idąc do niewoli, mieli świadomość opuszczenia przez Wschód i Zachód. Po powrocie do kraju czekały ich w „wolnej Polsce” szykany. Rodził się jednak mit Powstania, mit sławiący nie tyle niefortunnych dowódców, co bohaterskich Powstańców, bohaterską ludność Warszawy, Polaków, którzy cenią swoją wolność tak bardzo, że nie chcą jej dostać od nikogo w prezencie, lecz gotowi poświęcić dla sprawy nawet życie. To mit zakorzeniony w naszej historii, taką mamy, innej mieć nie będziemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie na temat, obraźliwe i naruszające zasady kultury wypowiedzi będą usuwane.