sobota, 5 kwietnia 2014
Dziecko w Kościele
Anna Brzostek
Zajmowanie się dziećmi w czasie Mszy świętej to nierzadko zadanie karkołomne i bardzo wyczerpujące nerwowo. Czasem, będąc na Mszy z udziałem dzieci, mam wrażenie, że znajduję się w dżungli. Na podstawie moich obserwacji sklasyfikowałam kilka stylów stosowanych przez rodziców w celu spacyfikowania dziecka.
Oto one:
- styl chodzony - rodzic całą Mszę spaceruje z dzieckiem, zazwyczaj za rękę. Zwykle dotyczy to dzieci, które dopiero co opanowały umiejętność chodzenia. Kościół jako spacerniak.
- styl konsumpcyjny - każda próba otwarcia przez dziecko ust, kończy się wsunięciem mu do ust ciasteczka, chrupka kukurydzianego, cukierka, soczku itp, itd. Kościół wyrasta na restaurację.
- styl sportowy - dziecko biega po całym Kościele, rodzic za nim. Kościół prawie jak stadion.
- styl rozrywkowy - dziecko przynosi do Kościoła zestaw zabawek, samochodziki, lalki i całą Mszę bawi się zabawkami. Pewnego dnia dwójka dzieci urządziła sobie tor wyścigowy na stopniach prezbiterium. Wyścig odbył się samochodami i motorem. Rodzice nie reagowali. Kościół jako placyk zabaw.
- styl towarzyski - dwoje lub więcej dzieci, prowadzi w czasie Mszy ożywioną dyskusję, biega razem, bije się ze sobą lub preferuje inne sposoby umilania sobie czasu w Kościele. Rodzice w tym czasie jakby zapadli się pod ziemię. Kościół jako miejsce spotkań z kolegami.
- styl restrykcyjno-terrorystyczny - preferowany przez nas - dzieci są blisko rodziców, w jednej ławce, wstają kiedy wstaje lud, klękają w czasie kiedy należy uklęknąć, rodzice tłumaczą im co się dzieje w czasie Mszy i pilnują by były cicho. Dzieci wiedzą jak się zachowywać i wiedzą po co przychodzą do kościoła.
Generalnie wymagamy od dziecka, aby w kościele zachowywało się stosownie do okoliczności. Zresztą podobnie wymagamy w teatrze czy muzeum. Z moich obserwacji wynika, że konsekwencja w tego typu wymaganiach skutkuje tym, że dziecko po pewnym czasie zaczyna rozumieć co się dzieje w czasie Mszy Św.
Oczywiście inaczej to wygląda w przypadku rocznego dziecka a inaczej w przypadku trzyletniego czy starszego. Choć już trzyletnie potrafi się zazwyczaj zastosować do większości reguł obowiązujących w kościele.
Aby nie było tak różowo w stylu restrykcyjnym zdarza się, że lud wstaje a dziecko leży pod ławką, lud klęka i jest cicho, a dziecko gada, bądź zachowuje się nieodpowiednio do sytuacji. Mamy jednak nadzieję, że w miarę upływu czasu pewne zachowania będą wygasać :-) Co ciekawe dzieci uczone prawidłowych zachowań w kościele często zauważają zachowania nieprawidłowe u innych (Mamo, a on się bawi. Mamo a to dziecko je w kościele!).
Po pewnym czasie zaniechaliśmy udziału we Mszach z udziałem dzieci, ponieważ nasze dzieci zachowywały się znacznie gorzej, dostosowując się do zachowań innych dzieci. Natomiast na Mszach dla dorosłych, o dziwo!, zachowują się lepiej, mają mniej rozproszeń i bardziej skupiają się na tym co najważniejsze.
Napisz do autorki:
anna.brzostek@kierunekrodzina.com
Fot. stpeterjax.org
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Muszę powiedzieć, że spodziewałam się czegoś więcej po tym tekście, a dostałam prześmiewczą charakterystykę różnych "stylów", które są niczym więcej jak mniej lub bardziej trafionymi sposobami radzenia sobie z dzieckiem, a raczej z jego zachowaniem podczas Mszy Św.
OdpowiedzUsuńZa mało pozytywnych aspektów! To chyba dobrze, że rodzice podejmują trud wspoluczestniczenia z dzieckiem w mszach i nabożeństwach, mimo że, jak same Panie zauważają, dziecko jest do tego trudnym partnerem, bo jeszczenie stosuje się do obowiązujących reguł. Jest to wspoluczestnctwo i nauka jednoczesnie, trudne to dla obu stron, toteż rodzice stosują różne taktyki. Jedne są bardziej drażniące dla wiernych, inne znów ciche, ale i tak niewłaściwe...
Problem w tym, że w przypadku małych dzieci trudno orzec co jest "właściwe" - mój osobisty pogląd jest taki, że zachowanie malego dziecka (takiego powiedzmy do 5 lat) rządzi sie zupełnie innymi prawami niż zachowanie dorosłych. Zatem nie można oczekiwać, ze dziecko przez 50 minut (powiedzmy) będzie sie zachowywalo "wlasciwie" w sensie dorosłym. Tutaj dochodzi jeszcze taka rzecz jak roznice indywidualne, są dzieci spokojne i nerwowe, gaduły i milczki, itd...
Oczywiscie to wszystko nie oznacza, ze nie da sie w dziecku wykształcić wlasciwych nawykow zachowania w kościele - da się i można. Ale nie od razu Kraków zbudowano, dlatego osobiście dopuszczam stosowanie różnych "stylów", oczywiscie w zależności od potrzeb i temperamentu dziecka - i z zastrzeżeniem, że te "sposoby na pacyfikację" (groźnie brzmi) będą ulegać zmianom w kierunku coraz wiekszych wymagań. Bo przeciez wraz z wiekiem dziecko wiecej rozumie i coraz większe oczekiwania rodziców może spełniać.
Jest wiele racji w pierwotnym artykule. Widzę w kościele wielu rodziców, którzy podczas mszy św. pozwalają swoim pociechom dosłownie na wszystko, podczas gdy w innych sytuacjach społecznych być może próbowaliby bardziej dopasować się do przyjętych norm. Zwłaszcza jedzenie jest wyjątkowo aspołeczne, ponieważ są w kościele maluchy tych bardziej "restrykcyjnych", tj. świadomych rodziców, które z zazdrością patrzą na paluszki czy soczki i jeszcze nie bardzo rozumieją, dlaczego tamci mogą, a one nie. Oczywiście jestem za łagodnym traktowaniem dzieci i wiem jak ciężko jest czasami skupić się samemu na mszy, kiedy trzeba dopilnować, aby własne pociechy nie przeszkadzały innym uczestnikom w skupieniu. Mam 5 dzieci w wieku 3-10 i rzeczywiście co dziecko to inny temperament, wchodzą tu jeszcze w grę relacje pomiędzy rodzeństwem, czasem burzliwe... Tym niemniej także zgadzam się, że dla dzieci rozumiejących już trochę po co chodzi się do kościoła korzystniejsze są msze dla dorosłych, moje starsze dzieci też taką mszę preferują, bo tamtą uważają po prostu za infantylną. Natomiast był czas, kiedy ja z kolei wolałam mszę w wersji "light", ponieważ nie miałam czasami siły i chęci stresować się, że ktoś z mojej gromadki przeszkodzi innym na "poważnej" mszy. Co więcej, stresowało mnie,że mój mąż za bardzo się stresuje i chce na takiej mszy wprowadzić iście wojskowy dryl, a przecież dzieci mają prawo np. tańczyć Panu Bogu, kiedy śpiewana jest pieśń. Tak więc na pewno rodzice na mszy dziecięcej czują się bardziej na luzie, ale właśnie chodzi o to, żeby z tym luzem nie przesadzić niezależnie od wieku i charakterku naszego brzdąca. Trzeba umieć znaleźć tzw. złoty środek i starać się okazać szacunek ze względu na miejsce kultu jak też ze względu na innych uczestników mszy, niezależnie od wieku.
UsuńA o czym jest artykuł? O tym, jak niekomfortowo się czuje Autorka, gdy inni rodzice i ich dzieci zachowują się inaczej w kościele, niż rodzina Autorki? Ma zachęcać by rodzice z dziećmi przychodzili na Msze dla dorosłych? Czy ma zachęcać do stosowania stylu restrykcyjno-terrorystycznego? Myślę, że ten ostatni, to bardzo dobry sposób na wychowywanie od małego fanatyków religijnych z błogim przekonaniem, że 3-letnie dzieci (mniej więcej o takich chyba mowa) rozumieją co się dzieje w czasie Mszy Św. i dlatego robią dokładnie to co inni, a nie ze względu na strach przed rodzicami.
OdpowiedzUsuń"Co ciekawe dzieci uczone prawidłowych zachowań w kościele często zauważają zachowania nieprawidłowe u innych (Mamo, a on się bawi. Mamo a to dziecko je w kościele!)" - a tak prawidłowe zachowania dzieci o czym mają świadczyć??
A mi się podoba.
OdpowiedzUsuńJeśli dopuści się jakikolwiek ze stylów prócz restrykcyjnego to nic z wychowania dziecka, jeśli chodzi o zachowanie w kościele, nie będzie. Od początku dziecko musi wiedzieć, że jest to specjalny czas i miejsce. Problem nie jest w biegającym dziecku, ale w rodzicach, którym nie chce się przez 2-3 miesiące stać przed kościołem z wyjącym brzdącem na rękach. Ja takie fazy przetrzymałem. Teraz moja córka (2 lata) śpiewa całe "Święty Święty Święty". Sama się nauczyła.
OdpowiedzUsuńRodzice kochani, którzy buntujecie się wobec wymagania właściwych zachowań od Waszych dzieci - nie tędy droga. Waszym obowiązkiem jest nauczyć pociechy, gdzie, kiedy i jak należy postępować i wyglądać. Inaczej Wasze dzieci będą musiały same to odkrywać, a to bywa bolesne. Bóg wymaga od nas posłuszeństwa, a pierwszą szkołę posłuszeństwa mają dawać właśnie rodzice. Bunt jest oznaką niedojrzałości, dzieci mają do niego prawo, ale dorośli nie powinni się buntować przeciwko tego typu normom!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wszelkie komentarze. Myślę, że każdy rodzic musi rozeznać co działa na jego dziecko, pamiętając jednakże o tym, że dziecko powinno mieć postawione granice (co wolno a jakich zachowań podczas Mszy nie akceptujemy). Dobrych zachowań podczas Eucharystii warto uczyć od początku, dostosowując tę naukę do wieku. Potem to procentuje. Natomiast przyzwalanie na wszystko, bo dziecko jest małe i nie rozumie skutkuje tym, że całkiem już spore dzieci zachowują się często w kościele tak jakby były na podwórku. U nas akurat Msze dla dzieci się nie sprawdziły ale to już sprawa indywidualna. Może warto też wybierać Msze, które trwają np 40-50 minut niż 1h 20:-) Ja mam osobiście problem z Triduum Paschalnym bo póki co Liturgia Wielkie Soboty musi chyba poczekać na nasze uczestnictwo z dziećmi. Natomiast Wielki Czwartek i Wielki Piątek (jest osobna liturgia dla dzieci) jak najbardziej są do przeżycia:-)
OdpowiedzUsuńA gdzie styl przyjazno-zachęcający?? Można sprawić, by dzieci czuły chęć i dumę mogąc iść z rodzicami do kościoła, czuć się odpowiedzialne za swoje zachowanie tam. Rodzice, zachęcajcie swoje dzieci pozytywnie, wywołując dobre i miłe skojarzenia z religią, a nie stach i wyrzuty sumienia. Aby w dorosłym życiu kierowały się miłością, nie strachem i by nie musiały szukać wciąż porad księży i psychologów.
OdpowiedzUsuńA ja uważam, że do pewnego wieku (czyli do czasu gdy dziecko nie potrafi usiedzieć w ławce) nie należy zabierać dziecka do kościoła i przeszkadzać wszystkim dookoła. Mam 2 dzieci i do czasu gdy nie umiały wysiedzieć w ławce (czyli do ok. 3-3,5 roku) nie zabieraliśmy dzieci do kościoła, szliśmy po prostu osobno na różne msze (najpierw ja, potem maż) a z młodszym dzieckiem ktoś zawsze zostawał w domu. Odkąd młodsza skończyła 3 lata chodzimy całą rodzinką na 1 mszę i dzieci siedzą z nami w ławce, nigdy nie mieliśmy problemu z ich bieganiem po kościele czy coś i jak patrzę na innych w typie "sportowym" co niedziela ci sami biegają za dziećmi to nie rozumiem po co oni wogóle przychodza do kościoła z tymi dziećmi??? Nie mogą zaczekać aż dziecko podrośnie? Małe dziecko w kościele się nudzi i nie rozumie po co tam wogóle jest.
OdpowiedzUsuńTak samo jak autorka sądziłam gdy chodziliśmy do kościoła z pierwszym dzieckiem. Córka była zawsze grzeczna czy to msza dla dzieci czy dla dorosłych. Dzis ma 4 lata i nie ma z nia problemów. Tez jak autorka patrzylam z dezaprobatą na innych rodzicow którzy nie radzili sobie ze swoimi dziecmi. Byłam taka mądra do czasu urodzenia drugiego dziecka. Synek odkąd skończył rok jest nie do opanowania. Nie ma takiej opcji zeby usiedzial w miejscu, a jakiekolwiek próby zatrzymania koncza sie wielkim krzykiem na cały kosciol. i co mam zrobic? Obydwoje wychowujemy tak samo, maja inne charaktery, młodego da sie utemperowac ale potrzeba na to czasu. I co, mamy przestac chodzic do kosciola? Na Msze chce chodzic cala rodzaina, z męzem a nie osobno zeby mial kto zostac z dziecmi. Dajcie sobie luzu ludzie, a jak sie nie podoba to nie chodzcie na dzieciece tylko dla doroslych
OdpowiedzUsuń.
Chodzi o to aby nie postępować tylko wedle własnego "chcenia" pójścia w komplecie, skoro dziecko przez całą Mszę funduje wiernym tornado i krzyki. Uważa, że to jest bezmyślne i egoistyczne wobec innych ludzi. Trzeba mieć również na uwadze dobro innych. U nas z dziećmi ludzie przychodzą niestety na KAŻDĄ mszę, nie tylko na dziecięcą. Człowiek biegający przez godzinę za dzieckiem wogóle nie skorzysta z Mszy, nawet dobrze nie słyszy czytań, Ewangelii ani kazania, taki człowiek "zalicza" mszę, inaczej sie tego nie da wytłumaczyć. Ja chciałam w pełni uczestniczyć w Mszy Św. a nie tylko ją zaliczyć, mąż również, dlatego nie zabieraliśmy małych dzieci do kościoła dopóki były rozbrykane życiowo.
UsuńBIC PASEM W D... BACHORA
OdpowiedzUsuń