sobota, 15 marca 2014

Kukułcze jajo


Anna Brzostek

Dziś czuję się jak mama-kukułka.
I wcale mi z tym dobrze nie jest. Tak ułożyły się sprawy, że cały dzień podrzucaliśmy dzieci komuś do opieki. W zasadzie zdarzyło się tak pierwszy raz co nie umniejsza mojego dyskomfortu z tego powodu.

Jak "przepakowywałam "dzieci z jednego mieszkania do samochodu, by zawieźć je do drugiego mieszkania, by powierzyć je pod opiekę komuś innemu, pomyślałam sobie, że w zasadzie to czuję się jakbym dostarczała paczki, dokonywała przerzutu jakichś dóbr albo podrzucała przysłowiowe kukułcze jajo.



Zapakować, przewieźć, oddać, odebrać, zapakować, przewieźć, oddać.
Syn się spytał na koniec: "Ale potem po nas przyjedziesz?"

I tak wiem, że przecież nic złego się nie stało, były dwie ważne sprawy do załatwienia i zajęło nam to 8 godzin, w czasie których dzieci były pod dobrą opieką. Nijak to się jednak ma do mojego poczucia winy.

Żeby im potem ten czas wynagrodzić oraz trochę zagłuszyć swoje sumienie zaserwowałam im na kolację ich ulubione danie, które do najzdrowszych nie należy. Potem już robiliśmy to co zwykle, poczytaliśmy, pograliśmy w gry, obejrzeliśmy bajkę. I dobrze nam było razem.

I tak sobie myślę, że budowanie żłobków jako wyraz polityki prorodzinnej, to naprawdę marne rozwiązanie. Owszem dziecko ma jakąś opiekę, ale cały dzień jest bez mamy. I jeśli na kilkuletnie dzieci to nie działa za dobrze, to co dopiero mówić o kilkumiesięcznych.

Fot. ressaure; CC BY-NC-SA 2.0

Napisz do autorki:
anna.brzostek@kierunekrodzina.com



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie na temat, obraźliwe i naruszające zasady kultury wypowiedzi będą usuwane.