niedziela, 30 listopada 2014

Dziś są Twoje urodziny... :)

Renata Barańśka - Czyż


Jak każda matka chciałabym, żeby urodziny mojego dziecka były wyjątkowe, wesołe, pełne śmiechu, zabawy i dobrych wspomnień. Gdyby przy okazji udało się nie napracować zbyt dużo i uniknąć wszechogarniającego bałaganu byłoby idealnie. Ale....



Dzieci mam dwoje i oboje są w wieku przedszkolnym. Przyjęcia urodzinowe wystartowały i pociechy są co chwila gdzieś zapraszane. Kilka razy byliśmy w tzw. kulkolandzie, czyli sali zabaw. Z moich obserwacji wygląda to mniej więcej tak, że dzieci kolejno były wrzucane przez rodziców do środka. Dzięki temu rodzice albo korzystali z ok. dwóch godzin swobody albo siedzieli przed salą (jeżeli było gdzie, a zazwyczaj jest takie miejsce) i spędzali czas w swoim gronie patrząc jak ich pociechom, z solenizantem na czele, podskakują głowy na drabinkach i zjeżdżalniach. Zupełnie niczym loża szyderców. 

Taka forma cieszy się coraz większym zainteresowaniem rodziców. Poniekąd słusznie. Dzieci zadowolone i wybawione, przygotowań mało, a nawet bardzo mało (bo nawet gotowe zaproszenia dostaniemy od organizatora). Całość ogranicza się praktycznie do rozdania zaproszeń i wyjęcia portfela na sam koniec. Można pomyśleć ideał. Wszystkie moje postulaty spełnione. Dziecię zadowolone, mieszkanie nienaruszone, a ja nie napracowałam się zbytnio.

Czego więc brak?

Przecież dziecko narodziło się w rodzinie, więc gdzie ta rodzina świętująca z dziecięciem 
jego dzień narodzin? Gdzie duma i radość rodziców, rodzeństwa, że Gosia czy Franio pojawili się 4,5,6 lat temu wśród nas? Czy wypchnięcie dziecka do sali zabaw nie jest sygnałem aby dało ono nam święty spokój? Czy dlatego chcieliśmy mieć dziecko/dzieci? Wiem, wiem jesteśmy zmęczeni, pracujemy..... ale urodziny są raz w roku (niektórzy powiedzą na szczęście). Zróbmy coś dla naszych pociech, zróbmy coś z nimi.

Od prawie dwóch tygodni (pomysł rodził się w mojej głowie już dawno) przygotowujemy 
urodziny naszego czterolatka. Sprawa niełatwa bo impreza z racji pory roku – późny listopad (ciemno, zimno i zazwyczaj mokro) – odbywa się w domu. Dodatkowo impreza podwójna bo dwóch solenizantów, dwa razy więcej gości i tych małych i dużych. W sumie ma być ponad 40 osób.
Szaleństwo!

Ale nie z punktu widzenia rodziny. Dzięki temu, że urodziny mają być pirackie (oparte na bajce Jake i piraci z Nibylandii) wszyscy jesteśmy zaangażowani w przygotowania. Robimy dekoracje, plakaty, wymyślamy zadania i konkursy, szykujemy kubeczki z obrazkami i napisami, słomki, specjalny obrus - mapę mórz i oceanów, skarb piracki, mapę jak trafić do skarbu i wiele, wiele innych. Jest przy tym mnóstwo śmiechu, radości, dyskusji, ale też bałaganu i sporów o różne wizje całości. 

Dla nas rodziców to czas spędzony z dziećmi i pokazaniem im w praktyce, że są dla nas ważne, że pomimo codziennego zaganiania i zmęczenia można wspólnie działać. Ile przy tym nauki planowania, negocjacji, twórczego działania.

Ja osobiście wierzę w to, że taka impreza będzie tysiąc razy lepsza niż kulkoland. Nawet jeśli będziemy potem sprzątać tydzień, a zaproszenia robiliśmy sami z językiem na brodzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie na temat, obraźliwe i naruszające zasady kultury wypowiedzi będą usuwane.