czwartek, 29 stycznia 2015

To Bóg daje dzieci

Agnieszka Nec
żona Pawła, mama pięciorga dzieci

Polemika z artykułem Małgorzaty Wałejko: Czy rodzina katolicka musi być wielodzietna?


Spór o odpowiedzialne rodzicielstwo
Dyskusja na temat odpowiedzialnego rodzicielstwa, którą wywołały słowa Ojca Świętego, świadczy o realnym problemie, z jakim borykają się katoliccy małżonkowie. Temat płodności, choć niejednokrotnie podejmowany przez hierarchów i pasterzy Kościoła, nadal pozostaje... (przepraszam, brakuje mi słowa) nieuporządkowany, nierozwiązany...

W prowadzonej na forach dyskusji nie brak ocen i wzajemnych oskarżeń. Pani Małgorzata Wałejko, chociaż starając się niekiedy wyrazić szacunek i podziw dla wielodzietności, nie uniknęła personalnych wybiegów i złośliwych docinków w kierunku otwartości na życie. Autorkę, po której chciałoby się spodziewać kultury wypowiedzi, niestety zgubiła urażona duma własna i pragnienie udowodnienia swojej racji. Nie tędy droga. Czemu służą kłótnie wokół NPR? Udowadnianie wyższości czy niższości jednych nad drugimi?
To niestety przejaw braku miłości bliźniego, braku wzajemnego zrozumienia i braku szacunku do drugiego, innego człowieka.

"Gdybym posiadł wszelką wiarę [...] a miłości bym nie miał..."
Każdy ma swoją własną drogę dojrzewania do wiary. Podział na lepszych czy gorszych jest błędem i wynika z naszej grzeszności, krótko mówiąc, to owoc pychy. Ewangelizacja nie polega na wywyższaniu się, ale na pokazywaniu Drogi. Chrześcijanin obdarowany łaskami, pragnie z radością podzielić się doświadczanym szczęściem z innymi. Przyciągnąć tych "co w mroku śmierci" do Światła! Kieruje się miłością, której źródłem jest miłość samego Boga, a Miłość ta "nie złamie trzciny nadłamanej".



Boży plan czy własny plan?
Nie ma sensu mówić o otwartości na życie, pomijając otwartość na Boga, która jest zgodą na realizację Bożego planu, a nie naszego. W tym momencie rolą naszej wolnej woli, naszego wyboru jest szukanie odpowiedzi na pytanie, czego chce ode mnie Bóg.



Ja, człowiek, pragnę podążać za Nim, Jego ścieżkami - nie tak jak sugeruje pani Wałejko, że Bóg kroczy za nami przyklaskując naszym wszelkim wyborom. Bóg jest zawsze przy nas i zawsze nas szuka, zawsze pragnie naszego szczęścia, a także doskonale wie, czego my potrzebujemy. Nie opuszcza nas nawet, kiedy błądzimy - czyli wybieramy źle a dokładniej zło. Nie przyklaskuje jednak nam wtedy, a Jego błogosławieństwo polega na tym, że doświadczając konsekwencji naszych grzechów, nie zostajemy przez Niego odrzuceni, On cały czas nas kocha i pragnie naszego nawrócenia, wskazując nam rozwiązania, by ze zła wyprowadzić dobro. On jest wszechmocny i zdolny przemienić naszą rzeczywistość. Przemienia ją jednak tylko wtedy, gdy zawierzymy się Jemu, gdy zaufamy rozwiązaniom, które dla nas przygotował. W innym przypadku po omacku szukamy swego rozwiązania, swojej prawdy, dochodzimy swojej sprawiedliwości - nie ma to nic wspólnego z Bożym zamysłem.

Odpowiadając na pytanie autorki, czy Bóg ma dla nas plan na życie. Z przekonaniem odpowiem, że tak i że jest to plan najlepszy. Niestety zazwyczaj my tego planu nie realizujemy. Wszechwiedzący i wszechmocny Bóg zawsze jednak stara się nas sprowadzić na Swoją drogę, Jego plan podlega nieustannej modyfikacji w zależności od naszych wyborów. To jednak tylko On zna właściwą drogę, tylko On jest drogą. Warto bowiem zaznaczyć, że Boży plan prowadzi nas ku zbawieniu. To jest cel każdego człowieka, Boży pomysł na nasze życie.

Oddać Bogu życie
Autorka wspominanego artykułu zauważa w historii każdego człowieka takie sytuacje, kiedy mamy tylko alternatywny wybór: zgodę na wolę Bożą lub bunt przeciw tej woli. Powiem więcej każdy nasz wybór (nawet ten najmniejszy) jest w obrębie Bożego planu lub poza tym planem. Człowiekowi w swojej grzeszności łatwiej powiedzieć Bogu "nie" niż "tak". Łaska uzdalnia nas do posłuszeństwa, do Maryjnego fiat. Łaski tej jednak musimy gorąco pragnąć: "szukajcie Pana, gdy pozwala się znaleźć". Nie jesteśmy marionetkami! Nie jesteśmy niewolnikami! Poddanie się Bożej woli to wybór, nawet jeśli pozornie sprawia wrażenie bierności. To wybór "oddania się Bogu w niewolę". Zawsze doświadczamy konsekwencji tego wyboru.





Podwójna otwartość
Otwartość na życie, wynikającą z otwartości na Boga, cechuje obfitość (stąd wielodzietność), której źródłem jest zaufanie do Stwórcy, że opiekuje się swoim stworzeniem. Pani Wałejko trudno zauważyć, że wielodzietność jest wyborem, za bardzo bowiem stara się udowodnić, że źródłem tej postawy są: bierność, brak odpowiedzialności za własne życie, brak moralności. Pragnę uświadomić autorce, że nie tylko jest w błędzie, ale także dopuszcza się krzywdzącego osądu.

Wracając do otwartości na życie jako otwartości na Boga, który jest życiem, wspomnę o kolejnym owocu takiej postawy. Tym owocem jest głęboka świadomość daru. Dzieci nie są nasze, są nam dane, są darem Boga. Mam poczucie, że świadomość obdarowania promieniuje na inne sfery życia - to Bogu wszystko zawdzięczamy. Otwartość na Boga uzdalnia nas do pokory, przestajemy przypisywać sobie sprawstwo, pragniemy być narzędziem w Bożych rękach. Dodam w tym momencie, że każde życie jest darem Boga, który stworzył prawa natury, ale natura jest Mu posłuszna i niejednokrotnie dał wyraz Swej nadnaturalnej obecności, której przykładem są cuda.

Dlatego nie zgadzam się z panią Wałejko, próbującą udowodnić, że życie zrodzone z gwałtu, z niepohamowania seksualnego, z niedojrzałości (jak ciąże nieletnich), z "błędnych" wyborów (w cudzysłowie, ponieważ niejednokrotnie w życiu doświadczamy "błogosławieństwa winy") jest Bożym dopustem i nie mieści się w Bożych planach. Użyte natomiast przez autorkę pojęcie "traf poczęcia", przywodzi mi na myśl ludzkie podejście do przypadku, zbiegu okoliczności. Dla chrześcijanina nie ma przypadków, jest Opatrzność Boża, bo "w Nim żyjemy, poruszamy się, jesteśmy".


Odrzuceni przez świat
Nie chcę zgłębiać, czym jest faktycznie "rozwój cywilizacji" i jego dobrodziejstwa względem życia współczesnego człowieka, pragnę jednak zauważyć, że ten rozwój zrodził też wiele współczesnych dylematów, a niejednokrotnie jest przyczyną dzisiejszych kryzysów - w tym kryzysu wiary.

Kryzys rodziny też ma źródła we współczesnej cywilizacji. To dlatego otwartość na życie, wielodzietność (dziecko jako wartość w ogóle - jak choćby w przypadku aborcji) wywołuje pogardę. Tak, wielodzietni rodzice wielokrotnie doświadczają odrzucenia, które należy zaliczyć do konsekwencji ich wyboru. Kto odrzuca wielodzietnych? Najczęściej bliscy (rodzice, rodzeństwo), potem społeczeństwo dopatrujące się w wielodzietności patologii, także znajomi, czy koledzy w pracy, gdzie wielodzietność jest źródłem drwiących uśmieszków, ale także ludzie Kościoła, przykrym świadectwem tego odrzucenia jest właśnie artykuł pani Wałejko oraz niestety niefortunna wypowiedź papieża Franciszka.



Tekst Małgorzaty Wałejko: Czy rodzina katolicka musi być wielodzietna? 

Fot. pochodzi ze strony liturgyguy.com.

12 komentarzy:

  1. Hm...zastanawiam się czy Autorka czytała ten sam tekst pani Wałejko co ja. W poszukiwaniu personalnych wybiegów i złośliwych docinków przeczytałam go raz jeszcze. I jestem bardzo ciekawa gdzież to one są? Chyba ktoś tu ma bardzo dużo złej woli i brzydko pogrywa insynuując takie rzeczy. Nieładnie.
    A co do meritum to zgadzam się z panią Wałejko: Pan Bóg dał nam rozum i nie ma żadnego powodu, by go wyłączać akurat w kwestiach płodności, choć oczywiście można do upojenia udowadniać, że jest inaczej. Pytanie tylko po co? Stosowanie NPR to doprawdy najmniejszy problem wśród katolików (w końcu tego uczy się na kursach przedmałżeńskich KK jakby ktoś zapomniał). Większość ma w głębokim poważaniu zakazy Kościoła i radośnie łyka pigułki - wystarczy poczytać statystyki. Anka

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielodzietnosc to jest wyłączanie rozumu w kwestiach płodności?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest jedna niekonsekwencja, którą nadal widzę kiedy czytam wypowiedzi osób "nieplanujących" rodziny, tylko "zdających się na Bożą wolę". Niekonsekwencja polega na tym, że każda w miarę świadoma swego ciała kobieta wie kiedy, w którym momencie cyklu, może zajść w ciążę. W efekcie nie ma tu sytuacji w której przeciwstawiamy planowanie nieplanowaniu. Bo każda kobieta, która świadomie współżyje w okresie płodnym już PLANUJE dziecko. Nie tylko "zdaje się na Bożą wolę", lecz z premedytacją współżyje w okresie płodnym, ze świadomością, że dziecko w tym momencie pocznie się z dużym prawdopodobieństwem. Może ignoruje przy tym sygnały typu "olaboga, nie mam na jedzenie", których kto inny by nie zignorował i myśli sobie "Bóg mnie uratuje", ale to nie znaczy, że zdaje się na Bożą wolę gubiąc gdzieś swoją własną. Współżyjesz świadomie w okresie płodnym? Znaczy, że chcesz mieć dziecko!

    Odnośnie niefortunnych słów Franciszka niestety się zgadzam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie da się zgubić swojej własnej woli, bo mamy ją wolną od Boga. Jednak sztuką w dążeniu do zbawienia jest wtapianie swojej woli w Bożą z własnego wyboru.

      Usuń
  4. Zastanawiam się, czy takie generalizowanie i stawianie na ostrzach nie jest krzywdzące. " W domu Ojca mego, jest mieszkań wiele"- tak rzekł Chrystus w Ewangelii. Jeżeli małżonkowie mają wiarę i dobrą wspólną relację z Bogiem, to po prostu się pytają go (przez Pismo Święte, rozmowę z kapłanem, własną modlitwę i rozeznanie, miłość wzajemną), jak to z tymi dziećmi. Jeśli są w sytuacji, w której dziecko nie byłoby dla nich dobre, to nie będą współżyć w okresie płodnym i Pan Nasz to uszanuje i nie będzie ich mniej kochał. Jeśli dziecko w danym momencie życia będzie dla nich dobrem, albo On ich poprosi, jeśli mu zawierzą, to ułatwi, pomoże i będzie się cieszył. Ale to jest indywidualna sprawa dwojga - w ramach ogólnego- " bądźcie płodni". Jedni mają tak, inni inaczej. To trochę jak ze słynną przypowieścią o tym, czy warto się żenić, czy nie. Tak sądzę ( mogę się mylić��). Każde małżeństwo ma własną drogę do Boga. Jest w niej miejsce i na plan i na powołanie,i na dyskusję z Nim. I na tyle dzieci, ile są sami w stanie przyjąć. Fajnie, że są tacy, którzy są w stanie przyjąć 7 i tacy, którzy mają jedno, albo i w ogóle nie mogą. Ważne, żeby być z Nim w tym wszystkim, mieć relację, budować ją, spowiadać się, cieszyć z Jego obecności w komunii itp. Pozdrawiam obie panie, myślę, że- paradoksalnie, jak istnieje dzień i noc, a oba zjawiska są dobre, tak i obie panie macie rację. Karolina

    OdpowiedzUsuń
  5. We wszystkich tego typu dyskusjach przewija się argument o głodujących rzekomo dzieciach rodziców wielodzietnych. Do autorów powyższego: Moi drodzy, antykoncepcyjne stosowanie NPR nie jest wtedy, gdy z powodu ciężkiej sytuacji, zdrowotnej czy materialnej unikamy poczęcia kolejnego dziecka, NPR do tego właśnie służy i dla takich sytuacji kościół go dopuścił. Jeśli natomiast ja sobie postanowiłam mieć dwójkę dzieci i po ich spłodzeniu niezależnie od sytuacji zamykam się na kolejne, to powiedzcie mi proszę, co za różnica, czy w tym celu ograniczę swoje współżycie do trzeciej fazy, czy zacznę stosować prezerwatywy? Powiedziałabym nawet, że prezerwatywy zostawiają pewną możliwość poczęcia, gdyż od czasu do czasu pękają, natomiast współżycie w trzeciej fazie daje 100% pewności, że żadnego dziecka nie będzie. To gdzie ta furtka dla woli Boga?

    Nie rozumiem również terminu "rozeznawania woli Bożej w kwestii potomstwa". Na dzień dzisiejszy mam dwójkę małych dzieci i stosuję NPR, gdyż oboje z mężem uznaliśmy, że z trzecim dzieckiem trzeba poczekać aż on zda bardzo trudny egzamin zawodowy. Wtedy nasza sytuacja materialna się polepszy, chłopcy będą chodzić do przedszkola, a mój organizm zregeneruje się po dwóch ciążach rok po roku. Moim zdaniem to dobra i rozsądna decyzja. Ale decyzja moja i męża, nie Boga.
    Nie kwestionuję przydatności NPR-u, nie potępiam jego stosowania, ale strasznie wkurza mnie cała ideologiczna otoczka w stylu "uszlachetniania współżycia", "żona jak piwo w lodówce" itp., która moim zdaniem ma po prostu usprawiedliwić stosowanie NPR, jak katolickiej antykoncepcji właśnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @emka
      I masz rację. Ja stosuję NPR ale nie dorabiam do niego ideologii - że uszlachetnia czy coś, bo wcale tak nie jest. TY stosujesz bo właśnie rozeznałaś z mężem, że to nie jest dobry czas na poczęcie kolejnego dziecka i to jest ok!
      Podejście skrajne niektórych wielodzietnych jest takie, że płodnością nie wolno sterować tylko zdać się na wolę Boga, więc przeciwnicy NPR Ci napiszą, że postępujesz niewłaściwie, bo nie masz zaufania do Boga i inne bzdury.

      Usuń
  6. Ale niech każdy ma tyle dzieci ile jest w stanie utrzymać i wychować. Ja tam się wolę dogadywać z Bogiem w kwestii dzieci, przedstawiam Mu swój punkt widzenia i własne odczucia i męża a Bóg zna też nasze sumienia i warunki zycia.

    Poza tym każda kobieta doskonale wie czy jest płodna czy nie w danym dniu (nawet bez NPR), więc o zdawaniu się TYLKO na wolę Boga mowy nie ma! Kobieto jak wybierasz dzień płodny na seks to logiczne, że prawdopodobnie zajdziesz w ciążę - ale to jest Twój wybór a nie żadna wola Boga! Bóg wyposażył kobietę w cykl a ona sama robi z tym co uważa za stosowne (i nauka Kościoła na to jak najbardziej zezwala). Więc jak ktoś chce mieć wielodzietną rodzinę i stać go na to, to niech napisze - JA chcę być wielodzietną matką. Ale to jest tylko i wyłącznie wybór tej matki, tego małżeństwa. Nie każdy jest gotowy i chce być wielodzietny, to nie jest droga dla każdego małżeństwa. Dlatego Papież mówił "o królikach" - czyli bezrefleksyjnym płodzeniu dzieci przy np. braku pieniędzy na ich wyżywienie i opiekę zdrowotną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak to Pan Bóg jest dawcą życia.Wola rodziców bez Jego woli nic nie wskóra:) I dlatego mówi się o zdawaniu na wolę Bożę, oczywiście nie z pozycji biernej.

      Usuń

  7. Spór o odpowiedzialne rodzicielstwo

    @Agnieszka Nec "Dyskusja na temat odpowiedzialnego rodzicielstwa, którą wywołały słowa Ojca Świętego, świadczy o realnym problemie, z jakim borykają się katoliccy małżonkowie. Temat płodności, choć niejednokrotnie podejmowany przez hierarchów i pasterzy Kościoła, nadal pozostaje... (przepraszam, brakuje mi słowa) nieuporządkowany, nierozwiązany..."

    Ale dla kogo nierozwiązany? I o jaki moralny problem chodzi? Jak prawie 40 lat żyję pierwszy raz spotykam się z czymś takim, że nauka KK w kwestii płodności jest dla kogoś niezrozumiała. Pani naprawdę tej nauki nie rozumie? Problem z ta nauką KK ten, kto sam sobie takie problemy stwarza lub kto nie chce zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo kto ma wielką potrzebę bycia świętszym od papieża.

      Usuń
  8. Jak można zarzucać osobie otwartej na życie, posiadającej gromadkę dzieci brak szacunku dla wielodzietności, złośliwe docinki i personalne wybiegi w kierunku otwartości na życie się pytam? Gdzie brak kultury pani Wołejko??? przeczytałam jej artykuł dwukrotnie, w tym raz z mężem i oprócz tego, że się z nią zgadzamy, to absolutnie nadinterpretacją są takowe zarzuty co do jej artykułu ze strony pani Agnieszka Nec! To Pani coś sobie dodaje a jest Pani przy tym ciężka do zrozumienia w kilku wątkach. Pani Wołejko nigdzie nie zarzuca małżeństwom wielodzietnym braku moralności. Nie wiem doprawdy, czy aż tak emocjonalne podejście do jej artykułu jest sprawą dopatrywania się już wszędzie na każdym zakamarku braku aprobaty wielodzietności, czy braku wczytania się w jej słowa. Poza tym jeden z akapitów droga Pani świadczy o tym, że mylimy pojęcie grzechu z Wolą Boga a to już poważny błąd. "Dlatego nie zgadzam się z panią Wałejko, próbującą udowodnić, że życie zrodzone z gwałtu, z niepohamowania seksualnego, z niedojrzałości (jak ciąże nieletnich), z "błędnych" wyborów (w cudzysłowie, ponieważ niejednokrotnie w życiu doświadczamy "błogosławieństwa winy") jest Bożym dopustem i nie mieści się w Bożych planach. Użyte natomiast przez autorkę pojęcie "traf poczęcia", przywodzi mi na myśl ludzkie podejście do przypadku, zbiegu okoliczności. Dla chrześcijanina nie ma przypadków, jest Opatrzność Boża, bo "w Nim żyjemy, poruszamy się, jesteśmy". Jak można do Bożych planów zaliczyć ciąże nieletnich- wynikające z grzechu przeciw VI przykazaniu, ciąże pochodzące z gwałtów, czy podobne przypadki??? Nie wszystko droga Pani jest planem Bożym. Planem Bożym w tym przypadku jest nic innego jak odniesienie się do skutku takich, przepraszam, ale jednak 'trafów" (!) czyli pomimo tzw. trafu poczęcia- przyjęcie życia. Planem droga pani jest fakt przyjęcia- jeszcze raz podkreślam a nie poczęcia! Gdzie tu Boży plan poczęcia, gdy osoba grzeszy w czasie tego poczęcia?! Chce być Pani adwokatem diabła samego poprzez tak nie roztropne słowa? Błagam, zamiast usilnej chęci spierania się z rozsądkiem pani Wołejko proszę się wczytać w swoje słowa ze szczegółami, bo to w nich jest jakiś chaos i nieuporządkowanie.
    "przykrym świadectwem tego odrzucenia jest właśnie artykuł pani Wałejko oraz niestety niefortunna wypowiedź papieża Franciszka."- nie zauważyłam tego nigdzie- ani w artkule pani Wołejko- matki już pokaźnej gromadki dzieci (!), ani papieża. To Pani artykuł zawiera mnóstwo niesprawiedliwych osądów i niezdrowych emocji. Podzielam zdanie wypowiadającego się Maurycego i wielu osób w komentarzach.. i również zastanawiam się czy ja i pani Nec przeczytałyśmy ten sam artykuł. Za dużo złej woli w interpretacji jego, a raczej NADINTERPRETACJI...

    OdpowiedzUsuń

Komentarze nie na temat, obraźliwe i naruszające zasady kultury wypowiedzi będą usuwane.