piątek, 22 listopada 2013

Czerwone korale Maryi

Maria Sowińska

Jako dziesiącieletnia dziewczynka ciężko zachorowałam. Miałam rozlane zapalenie otrzewnej   dające nikłe szanse przeżycia. Moi rodzice, rodzina i przyjaciele domu otaczali mnie modlitwą, błagając o zachowanie młodego życia. 


W tym czasie były proboszcz naszej parafii przebywał w zamkniętym klasztorze we Włoszech.
Nadmienię, że kobiety nie przestępowały furty klasztornej od początku jego istnienia, prze kilka stuleci, a zakonnicy nie posiadali nic zbędnego. Ks. Jacek modlił się gorąco o moje zdrowie za pośrednictwem Matki Pięknej Miłości. Prosił też o znak, czy będę żyła. I otrzymał go. Pracując jak co rano przy winnicy, znalazł na ziemi czerwone korale. Potraktował to zdarzenie jako znak od Maryi, odpowiedź na swoje pytanie. Korale trafiły do mnie. Nazywamy je koralami Matki Bożej.


Miało tam miejsce również inne wspaniałe zdarzenie. Współbrat ks. Jacka zasugerował mu, aby modlił się za wstawiennictwem jego rodziców, gdyż kiedyś zostaną świętymi. Przekazał też moim rodzicom fragment koperty z korespondencji ojca i matki. Pozostali zakonnicy nie traktowali tej opinni prostego brata poważnie. Tymczasem w sześć lat po mojej chorobie małżeństwo Luigi i Maria Beltrame Quattrocchi zostało beatyfikowane przez Ojca Św. Jana Pawła II! Tym samym  moi rodzice stali się posiadaczami relikwii.

Dziś oddaję chwałę Najwyższemu za ocalone życie i znaki Jego miłości.

Foto: dichecho, CC BY 2.0


Napisz do autorki:
maria.sowinska@kierunekrodzina.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze nie na temat, obraźliwe i naruszające zasady kultury wypowiedzi będą usuwane.